Uczciwe Camino Frances

W październiku 2022 r. Sabrina David przeszła Camino Frances i dzieliła się swoimi doświadczeniami, odczuciami i zdjęciami dzień po dniu w naszej grupie na Facebooku. Raporty Sabriny zostały przeczytane przez tysiące pielgrzymów, a wielu z nich zostało przez nią zainspirowanych.

Podróż Sabriny przeplatała się ze łzami i tańcem, a jej relacja jest długa (w rzeczywistości najdłuższa na całej naszej stronie), a mimo to jest szczególnie warta przeczytania, ponieważ zabiera czytelnika w emocjonalną podróż z Pirenejów do Santiago.

Nie spiesz się więc z lekturą, weź dwie filiżanki herbaty i ciesz się czytaniem przez ramię Sabriny podczas jej pielgrzymki.

Chodźmy:


Etap 01

SJPDP – Roncesvalles 24,5 km

Wczoraj jeszcze trochę martwiłem się o trasę – czy dam radę? Czy to za wysoko, za daleko, za cokolwiek? Prawdopodobnie jest to również coś, czego chcę się pozbyć na drodze do niedoceniania siebie.

Dzisiejszej ścieżki nie da się opisać słowami, uczyniła ten dzień niezapomnianym z całym jego pięknem.

Ze SJPDP wyruszyłem o 7.05 wraz z kilkoma innymi pielgrzymami, a podejście było dość strome i równomierne. Ale cudowny wschód słońca i wspólna cisza, którą zachowali wszyscy pielgrzymi, były urzekające.

Pierwsze 1,5 godziny minęło szybko, pomimo wysiłku i spoconej skóry, czułem się całkowicie szczęśliwy.

Pierwszy podjazd był ciężki, tak ciężki, że przed pierwszą przerwą wyjąłem tabliczkę czekolady. Po prostu zatrzymałam się, wyjęłam dobry karmel Lindt i zjadłam 1/3 za jednym zamachem. To mi dobrze zrobiło. Potem siły powróciły i podróż była kontynuowana.

Myślałem o wielu rzeczach, o ludziach, którzy kiedyś byli w moim życiu, ale od których się oddaliłem. Czy każda decyzja była zawsze słuszna? Po prostu pozwalam myślom przychodzić i wiem, że mają swój powód. Ścieżka jest imponująca i magiczna. Moje oczy widzą tak daleko. Ten świat jest piękny i pozwalam sobie tutaj na wspaniały prezent.

Owce i konie w Pirenejach po prostu biegają swobodnie. Mają na mnie spokojny i uspokajający wpływ. Chłonę każdą chwilę, każdą sekundę. Staram się przechowywać wszystko w sercu, tak jak w plecaku, i mam nadzieję, że po powrocie do domu będę mógł czerpać z tych wrażeń i chwil przez długi czas. Jestem z siebie dumny. Od ponad dwóch tygodni podróżuję z Francji do Hiszpanii.

Hostel tutaj jest ogromny. Myślę, że 180 łóżek… wszyscy jedliśmy w restauracji obok, zorganizowanej przez kościół. Potem poszliśmy na mszę, która bardzo mnie poruszyła. Byli tam również Philipp, Christine i Marie Claire. Cała trójka jest taka słodka.

Jutro kontynuuję moją podróż i nie jest to już Bon Chemin, ale Buen Camino.


Etap 02

Roncevalles – Zubiri, 22 km

Wygląda na to, że wszyscy 183 pielgrzymi wyruszyli dziś ze schroniska o 7.30 rano po śniadaniu w kierunku Zubiri. Tłum ludzi z całego świata, młodzi i starzy wymieszani razem. To było nowe, ale piękne uczucie pielgrzymowania, choć świeże przy około 9 stopniach Celsjusza. Teraz jestem częścią tłumu!

Po 7-8 kilometrach grupa powoli się rozproszyła. Pierwsi się zatrzymali, a niektórzy minęli mnie w pośpiechu. W pewnym momencie podróżowałem nawet sam.

Pierwsze kilka kilometrów przez małe hiszpańskie wioski. Pierwszy bar z tappami, oczywiście zamówiłem pierwszy mały hiszpański przysmak krótko po 10 rano. Ale nie odważyłem się spróbować opcji z małżami i pulpo o 10 rano. Była to znana pomidorowa mini mozzarella z pesto. Później zjadłem najpyszniejszego melona w historii.

Dzisiejsza trasa nie była dla mnie łatwa… Wciąż zachwycałem się wczorajszym dniem i to wspaniałe doświadczenie wciąż trwa.

Gdy dotarliśmy do Zubiri, zobaczyliśmy cudownie idylliczną rzekę. Można tu usiąść z innymi pielgrzymami, ochłodzić stopy i zrelaksować się w ciepłych promieniach słońca.

Nasz Alberge ma dwa pokoje z 4 łóżkami piętrowymi każdy. Lin i ja idziemy dziś na kolację do restauracji.

Nie myślałem dziś o niczym innym… po prostu szedłem… robiłem przerwy… raczyłem się napojem w każdym możliwym miejscu i kontynuowałem pielgrzymkę przez skalisty krajobraz. Myślę o moich bliskich w domu i czuję się dobrze z myślą, że czekają na mnie i podążają moją ścieżką tutaj.

Nie chcę myśleć o tym, że będę podróżować przez kolejne pięć tygodni. Żyję z dnia na dzień i mam określony cel.


Etap 03

Zubiri – Pamplona-Zizur Mayor, 26 km

Wyruszyłem dziś przed 7 rano. Po 3 minutach dotarłem do mostu prowadzącego z Zubiri. W zasięgu wzroku nie było żadnej latarni, a ścieżka była kamienista. Słyszałem już stukot kijków trekkingowych innych pielgrzymów za mną i uznałem za bardzo praktyczne, że jeden z towarzyszy miał ze sobą latarkę, aby uczynić ścieżkę nieco bardziej widoczną przez następne 15 minut.

Doprowadziło to do miłej rozmowy z Australijczykiem, który opuścił Austrię ponad 40 lat temu i doskonale mówił po niemiecku.

Przez następne kilka kilometrów dobrze się bawiłem, a moja opowieść była słuchana z zainteresowaniem.

Po pewnym czasie postanowiłem podkręcić tempo, aby być trochę dla siebie i jest to coś zupełnie normalnego na szlaku. Kiedy porozmawiasz wystarczająco dużo, życzysz sobie przyjaznego Buen Camino i idziesz dalej. Każdy radzi sobie z tym w ten sposób i akceptuje tę potrzebę.

Po około 9 kilometrach, była godzina 9, słyszałem już hiszpańską muzykę od pierwszego taktu. Lin siedział już tam z Billem, Amerykaninem. Tortilla, którą tam zamówiłem była niesamowita. Szpinak, ser i ziemniaki są tak pyszne, że na pewno ugotuję je w Niemczech.

Dzień znów zleciał szybko i wkrótce byłem w Pampelunie. Bardzo podobała mi się Pampeluna z jej urokiem i hiszpańskim temperamentem. Odwiedziłem dużą katedrę i byłem pod wielkim wrażeniem.

Usiadłem wygodnie przed nowoczesnym barem, delektowałem się pysznym tostem z kozim serem i mieszanym piwem.

Wkrótce poznałem Lin, byliśmy umówieni z Philippem, Marie Claire i drogą Christin. Wypiliśmy razem ostatniego drinka i uścisnęliśmy się serdecznie na pożegnanie. Cała trójka wraca jutro do domu. Lin i ja idziemy kolejne 5 kilometrów i spędzamy noc w Airbnb. Miła Hiszpanka wynajmuje pokój w swoim słodko urządzonym mieszkaniu.

Lin i ja idziemy na kolejny spacer do miasta i szukamy czegoś smacznego do jedzenia.

Wczoraj wieczorem spędziliśmy wspaniały czas z kilkoma niemieckimi pielgrzymami. Jestem ciekaw, jak często będziemy się jeszcze widywać.


Etap 04

Pampeluna-Zizur Mayor – Puente la Reina, 20,5 km

Dzisiejszy dzień jak zwykle rozpoczął się w ciemnościach, ale fajne jest to, że można zobaczyć piękny wschód słońca.

Dzisiaj przeszliśmy jeszcze kilka metrów do turbin wiatrowych i posągów pielgrzymów na Puerte del Perdón. Ta sekcja była cudownie piękna, nie mogłem przestać robić zdjęć.

Przez kilka kilometrów jechaliśmy w dół po szutrze. Po drodze spotkałem małego ptaszka, który był coraz bliżej mnie. Najwyraźniej chciał mi coś powiedzieć.

Dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłem drzewa migdałowe.

Po drodze wypiłem kakao w barze dla orzeźwienia. Smaczne resztki wczorajszego jedzenia również dodały mi sił w drodze. Jakoś przytulnie jest usiąść wzdłuż ścieżki z kilkoma prowiantami i obserwować innych pielgrzymów przechodzących obok. Niektórzy całkowicie pochłonięci, inni w pośpiechu, jeszcze inni rozmawiający.

Niestety od rana boli mnie lewa goleń. Przerwa dobrze nam zrobiła.

Rozmawiałem dziś tylko z kilkoma pielgrzymami. Chciałem skupić się na sobie, a znajome twarze spotkałem dopiero na mecie.

Dzisiaj Lin i ja zatrzymujemy się w Puente la Reina, wybraliśmy hostel przy kościele, kilka pokoi z piętrowymi łóżkami, noc kosztuje 7 euro. Kiedy dotarłem na miejsce, ból w podudziu niestety nie był tak silny, więc położyłem nogi i zasnąłem na 20 minut. Jestem trochę sfrustrowany, że od trzech tygodni nie mam pęcherzy i nie odczuwam bólu.

Po drzemce czułem się nieco lepiej psychicznie. Teraz znów mogłem udać się do apteki. Spray z lodem, Ibu i Voltaren miejmy nadzieję pomogą. Usiadłem też nad piękną rzeką i mogłem cudownie ochłodzić golenie. Naprawdę, naprawdę mam nadzieję, że to zniknie.

Tylko czas pokaże.


Etap 05

Puente la Reina – Estella, 21,5 km

Noc była dość spokojna i mogłem dziś spać do 6.30 rano. Moją pierwszą myślą była goleń, która wydawała się całkiem normalna. Z ulgą ubrałem się i wyruszyłem z miasta o 7.30 rano.

Dzisiejsza trasa prowadziła pod górę przez kilka zalesionych odcinków po szutrowych i czerwono-piaszczystych ścieżkach. Krajobraz zdobiła sosna i żółte kwiaty. Wkrótce potem pojawiły się pola uprawne. Rozciągający się w oddali widok znów zapierał dech w piersiach.

Moja ulga miała trwać. Moja goleń wytrzymała.

Prawie nie przegapiłem szansy na przerwę i byłem pełen szczęśliwych myśli. Takie ekstremum jak wczoraj. Raz po raz uświadamiam sobie, że nieprzewidywalny ból szybko wyprowadza mnie z równowagi. Przy muzyce Udo Lindenberga „My Body and I” zawarłem pakt z moim ciałem. Teraz się trzyma i dam mu odpocząć od listopada.

Powiedział: „W porządku!” i tak moje ciało i ja jesteśmy kumplami. Zawsze nimi byliśmy, ale czasami muszę mu o tym przypominać!

Nadal słucham muzyki i cieszę się podróżą, każdym krokiem i każdą myślą, która do mnie przychodzi. Wkrótce potem poznaję Andreę. Wygląda na zachwyconą i idziemy razem przez długą drogę. Natychmiast wdajemy się w głębokie rozmowy. Na zmianę przeżywamy bardzo emocjonalne chwile i czujemy, że się rozumiemy. To naprawdę dobre uczucie.

Przybywam do Estelli całkowicie wyczerpany i radosny, gdzie Lin już zapewnił mi łóżko. Hostel jest duży i dość nowoczesny. Panująca tu atmosfera szybko pozwala myśleć, że wszyscy jesteśmy częścią wielkiego społeczeństwa.

Wszyscy na chwilę oderwaliśmy się od prawdziwego życia i jakoś czuję tu tylko pozytywną energię.

Jestem dziś tak sprawny, że znów spaceruję po mieście. Skończyło mi się mydło. Znów znajduję rzekę. Tym razem nie wchodzę, ale cieszę się widokiem. Kupuję w supermarkecie prowiant na jutro. Teraz siadam w ogrodzie i odpoczywam. Następnie Lin i ja ponownie idziemy do czekoladziarni.


Etap 06

Estella – Torres del Rio, 28,5 km

Dziś rano nie miałem na to ochoty! Chciałem się wyspać, a dzisiejsze 28 kilometrów trochę mnie zniechęciło. Nie chciałem znowu nadwyrężyć goleni i wolałem być ostrożny.

Noc była głośna, obudziłem się 3-4 razy, a przed 6 rano pierwszy pielgrzym powiedział, że musi posortować swoje plastikowe torby i szeleścić nimi przez wiele minut. Uparcie stałem w kolejce i leżałem w łóżku do 6.30 rano.

Wszystko inne działo się w zwolnionym tempie, ponieważ nie byłem dziś tak zmotywowany. Zostawiłem sobie opcję przejścia tylko 20 kilometrów ostatniej nocy. Ale kiedy Lin powiedział mi, że możesz zarezerwować przez booking com i być pewnym swojego łóżka, zarezerwowałem 28 km z łóżkiem. Co z tego, że pójdę dziś czy jutro!

Mimo to wciąż miałem w tyle głowy, że w razie potrzeby można skończyć na 20. kilometrze. Celem tego poranka było ruszenie w drogę. Jak zwykle opuściłem miasto po ciemku.

Szlak ponownie miał dziś do pokonania kilka metrów przewyższenia. Była też bardziej płaska wersja, ale jej nie widziałem i to dobrze. Trasa znów była piękna i zróżnicowana. Szedłem przez fragmenty lasu, przez wiele pól, przez małe wioski z okazjami do nabrania sił.

Po 20 kilometrach dotarłem do miejsca, które miało być moją opcją na wcześniejszy postój na tym etapie. Od razu zdałem sobie sprawę… Nie, nadal możliwe… przejdźmy do 7-8 km.

Andrea stał tam i byłem naprawdę szczęśliwy. Przeszliśmy się trochę razem, a potem usiedliśmy w następnej kawiarni. Wypiłem piwo i zjadłem czekoladę.

Zwiedziliśmy razem kościół i kolejne 7 kilometrów przejechaliśmy rozmawiając. Jej kwatera znajdowała się 800 metrów przed moją i naprawdę szkoda było, że 28 km już się skończyło.

Kiedy dotarłem do miejsca zakwaterowania, wyprałem wszystko w prawdziwej pralce. To całkiem miłe od czasu do czasu. Jutro czeka mnie tylko 21 kilometrów.

Każdy dzień jest nowy i inny. To dość szalone, że wychodzę stąd każdego dnia i zawsze czuję się całkowicie dobrze pod koniec dnia!


Etap 07

Torres del Rio – Logroño, 21 km

Po tym, jak wczoraj wieczorem w kaplicy odbył się mały hiszpański koncert, mogłem naprawdę dobrze spać. Krótko przed 6 rano noc już się jednak skończyła. Pierwsi wymaszerowali. Byłem dość zszokowany, gdy obudziłem się o 6.30 rano i zobaczyłem, że wszyscy wyszli z wyjątkiem starszego pana i mnie. Gdzie oni wszyscy idą w ciemności, pomyślałem sobie?

Szybko wszystko spakowałem i wziąłem cappuccino z hostelowego automatu. Kiedy spojrzałem na zegarek na zewnątrz w całkowitej ciemności, pokazał 7.05 … po kilku metrach zdałem sobie sprawę, że nie znajdę drogi bez czołówki, więc ponownie pogrzebałem w plecaku, aby uzbroić się w czołówkę.

Potem przybyli następni, Angelo, który później odegrał rolę, zapytał, czy potrzebuję pomocy. Później przeszliśmy razem jeszcze kilka kilometrów i zrobiliśmy pierwsze zdjęcia wschodu słońca.

Dzisiejsza trasa była bardzo piękna na początku, ale później prowadziła przez wiele terenów przemysłowych.

Logroño można było zobaczyć po raz pierwszy 10 kilometrów przed dotarciem do niego. Ogromne miasto. Po 21 kilometrach dotarłem do wioski i ponownie spotkałem Angelo w drugim hostelu!

„Może zostaniesz tutaj i będziemy razem gotować – powiedział, gdy spotkaliśmy się ponownie”. Ale najpierw ruszyłem dalej.

Następnie wypiłem drinka w barze z Lin i Felixem, a kiedy Felix powiedział mi, że idzie do Angelo, aby z nim gotować, mój żołądek powiedział … „hej, to brzmi fajnie, pójdę z tobą teraz”. Zanim się obejrzałem, nasza czwórka poszła na zakupy z 71-letnim Kenem z Irlandii, a potem gotowaliśmy razem w hostelu. Ostatecznie przy stole zasiadło 7-8 osób. Również Carrell z Holandii i Ed z Wielkiej Brytanii. Szczerze mówiąc, nie pamiętam wszystkich nazwisk. To był zdecydowanie super zabawny i naprawdę wspaniały wieczór. Andrea również podeszła, by mnie krótko uściskać, ale potem poszła dalej.

To po prostu nie do opisania, jak nieskomplikowane i łatwe jest tutaj wszystko. Jutro czeka nas długi etap. 29 km. Albo 13, albo 29… Zobaczę, jak długie będą moje stopy.


Etap 08

Logroño – Nàjera, 29,5 km

Dzisiejszy dzień rozpoczął się ponownie przed godziną 7 rano. Najpierw podróżowaliśmy przez mroczne miasto. Po drugiej stronie ulicy znajdowała się kawiarnia, w której wyczułem rogaliki i kawę. Zanim nic więcej się nie pojawi, lepiej zrobić zapasy. Kto stoi przede mną i zamawia śniadanie w całkowicie zrelaksowany sposób? Andrea. Och, zgodzę się na to i zjemy śniadanie przez pół godziny.

Żadne z nas nie miało pojęcia, że później spędzimy razem cały dzień. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy.

Nie zrobiłem dziś zbyt wielu zdjęć i pomyślałem, że może zrobię tylko pół etapu, bo już rano czułem stopę.

Po około 18 kilometrach nastąpiła pierwsza przerwa. Zjadłem super smaczną sałatkę i wziąłem Ibu. Użyłem również sprayu do lodu. Jakoś nie chciałem, żeby to się skończyło po 20 kilometrach.

Po drodze spotkaliśmy grupę pracowników pracujących przy zbiorach w winnicach. Mężczyzna był tak słodki i przyjazny, że od razu dał nam 2 ogromne kiście wina i zrobiliśmy kilka zdjęć.

Następną przerwę zrobiliśmy w kościele i wypiliśmy cappuccino z automatu. To było po prostu wspaniałe! Ścieżka nas niosła. Jedliśmy jeżyny, figi, darowane winogrona i nasiona kopru włoskiego ze ścieżki, a nasze rozmowy były czasami tak zabawne, że nie zdawaliśmy sobie sprawy, że inni pielgrzymi już nas podsłuchują i musieliśmy się uśmiechać. Zbyt piękne!

Do celu dotarliśmy dopiero o 17:00, dość wyczerpani. Pierwszy aluminiowy sufit pachniał tak duszno i był tak ciasny, że wyszliśmy tyłem. Plan zakładał udanie się do hotelu, jeśli zajdzie taka potrzeba, a następnie Alberge Puerte de Nàjera. G

Miałem szczęście, dwa łóżka wciąż były dostępne. Ten Alberge był tak pięknie i pięknie urządzony, tak pięknie prowadzony, że naprawdę dobrze nam dziś zrobił.

Zrobiliśmy zakupy w supermarkecie i przygotowaliśmy się do kolacji z bagietkami, serem, winem i oliwkami.

Dzień był wspaniały.


Etap 09

Nàjera – Santo Domingo de la Calzada, 22 km

Spałem cudownie i zacząłem dzisiejszy poranek razem z Andreą.

Po krótkim czasie uzgodniliśmy, że pójdziemy sami, ale spotkamy się wieczorem w wiosce. Lin wykonuje dzisiaj dłuższy odcinek, więc prawdopodobnie zobaczę ją dopiero jutro. D

Wiatr wiał dziś dość mocno, co momentami dostarczało zupełnie nowych, motywujących do marszu wrażeń. Przy odpowiedniej muzyce stałem na wietrze i stawiałem jedną stopę przed drugą przez około 6 godzin.

Na dzisiejszej trasie nie było zbyt wielu kawiarni i barów, więc usiadłem na skraju i po prostu zjadłem swój prowiant z plecaka. Stopa nie była problemem, a wszystko inne było bardzo wygodne.

Spotkałem Albertę i wypiłem z nią kawę, a także ponownie zobaczyłem Felixa, który trochę utykał.

Dzisiejsza trasa ponownie była bardzo ładna, malownicza i prowadziła przez niesamowitą liczbę winnic. Po drodze skubnąłem figi, jeżyny i trochę nasion kopru włoskiego. Kiedy dotarłem do Santo Domingo, szybko znalazłem ładny hostel, duży, ale czysty.

Ed również jest w pokoju, a Andrea przybyła wkrótce po mnie. Tańczyliśmy w pokoju do Helene Fischer… to była naprawdę świetna zabawa. Później Andrea i ja poszliśmy zobaczyć katedrę. Ponownie spotkaliśmy Heidi i Petrę. Bar tapas, na który czekaliśmy, był zamknięty… więc zadowoliliśmy się ciastkami i czekoladkami. Tapas będą musiały poczekać do wieczora, ponieważ większość tutejszych restauracji otwiera się ponownie dopiero około 19:00.

Jestem szczęśliwy, moje ciało przyzwyczaiło się do wszystkiego, znam wielu ludzi po drodze, pogoda jest tak dobra, że nie mogło być lepiej.


Etap 10

Santo Domingo de la Calzada – Bolerado, 25 km

Wczoraj wieczorem miałem szczęście zjeść pyszną paellę. Dziś rano wyruszyłem przed 7 rano z latarką czołową.

Po mojej lewej stronie znajduje się wspaniałe, szerokie pole. Po prawej niestety od dłuższego czasu ruchliwa droga. Krajobraz zmienił się, a winnice zamieniły się w pola pszenicy.

Dzisiejsza trasa była usiana barami i kawiarniami, więc zatrzymywałem się w każdej z nich, najpierw z Andreą, a później sam, aby napić się kawy lub świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego i rogalika.

Połowę drogi przeszedłem sam i słuchałem swojej playlisty.

Tosantos miało być celem dzisiejszego etapu, ale sprawy potoczyły się inaczej. Spotkałem Gerda, który powiedział mi o świetnym hostelu z basenem i śniadaniem. Spontanicznie zdecydowałem, że to lepsze miejsce dla mnie na dziś. Andrea dołączyła do mnie i ponownie spotkaliśmy się z Angelo, Felixem, Petrą i Heidi. Dziś wieczorem wszyscy zjemy razem.

Było trochę zimno jak na basen. Poranne temperatury powoli stają się dla mnie wyzwaniem, ale nadal chodzę w szortach.

Cieszę się świeżym powietrzem i im wyżej wschodzi słońce, tym jest cieplej. Mogę nawet siedzieć na słońcu w moim topie. Powinno się to zmienić za dzień lub dwa od jutra. Jestem gotowy… deszcz może nadejść!

Z niecierpliwością czekam na kontynuację każdego dnia.

Duża połowa Burgos jest już bardzo blisko i dziś zarezerwowałem tam fajny hotel tylko dla siebie jako nagrodę.

Zrelaksuj się, odpocznij, wyśpij się, zjedz długie śniadanie i wróć do łóżka! Ale to zajmie kolejne dwa dni.


Etap 11

Bolerado – Ages, 29 km

Po prostu nie ma innego sposobu. Wszyscy znowu obudzili się przed 6 i cóż, znowu jesteś w drodze. Rano nie przeszkadzało mi zbytnio zimno.

Na początku szliśmy żwirowymi ścieżkami obok pól słoneczników. Pierwsze bary były zamknięte, więc Andrea i ja byliśmy tym bardziej zadowoleni z trzeciego baru, gdzie mieliśmy tortille, rogaliki, kawę i sok ze świeżych owoców… pełny program.

Po barze każdy poszedł w swoją stronę. Muzyka towarzyszyła mi przez cały dzisiejszy dzień. Moje myśli koncentrowały się na minionych czasach, na tym, co miało nadejść, na ostatnich pięciu lub sześciu latach, w których przeszedłem niesamowitą transformację. Zmiana, z której jestem bardzo zadowolony. Dla mnie ścieżka nie jest ścieżką do odnalezienia siebie, jest ścieżką, ponieważ odnalazłem siebie! Na tej ścieżce chcę porzucić stare rzeczy na dobre. Pogodzenie się z tym, czego nie można już zmienić, odpuszczenie rzeczy, które ciążyły mi przez długi czas, ale teraz jestem wdzięczny, że ich doświadczyłem. Wszystko! Wszystko miało sens, nie byłbym tym, kim jestem dzisiaj. Miałem dziś wiele dobrych momentów.

Ścieżka była piękna i prowadziła przez las przez długi czas, pachniała jodłami, a powietrze było cudownie czyste. Ziemię zdobiły tysiące małych szyszek sosnowych. Jak w bajce, koń nagle stanął przede mną w lesie. Trochę boję się koni (niestety). Było tak ładnie i elegancko, tak spokojnie i stworzyło dla mnie niezapomnianą atmosferę.

Ja sam w lesie z tym marzycielskim, eleganckim zwierzęciem, wyjątkowa chwila. Nawet deszcz, którego spodziewałem się dużo wcześniej, nie był w stanie mi przeszkodzić. Szkoda, że nie potrafię opisać emocji, które zawiera w sobie to Camino.

Każdego dnia spotykam wiele twarzy, które uśmiechały się do mnie wiele razy. Każdego dnia patrzę w błyszczące oczy.

Prawie każdy, kogo pytam o cel podróży, odpowiada Santiago de Compostella…

Wszyscy mamy ten sam cel… codziennie stawiamy te same kroki, podążamy tą samą ścieżką, patrzymy w tym samym kierunku i mamy niesamowite poczucie wspólnoty.


Etap 12

Wieki – Burgos, 23 km

Wyruszyłem dziś sam, ponieważ kilku moich kolegów pielgrzymów podróżowało taksówką z powodu bólu stóp. Wiadomo było, że dzisiejsza trasa będzie krótka, ale nie tak piękna. Niemniej jednak nie chciałem niczego przegapić i nie chciałem przegapić żadnej sekcji takiej jak ta.

Po drodze szybko zapaliła się pierwsza kawiarnia. Było tam już kilku innych pielgrzymów rozgrzewających się. Dziś rano było około 7 stopni. Ścieżka wiodła stopniowo pod górę i prowadziła przez wiele szerszych żwirowych ścieżek do krzyża na szczycie. W momencie, gdy chmury zabarwiły się na różowo-niebiesko nad drzewami i krzyżem na horyzoncie, byłem bardzo zadowolony, że zdecydowałem się na spacer. Zawsze chciałem stanąć na szczycie krzyża, nie był on aż tak wysoki (ok. 1100 metrów), ale i tak mogę go odhaczyć na mojej „bucket list”.

Zjazd również był piękny przez jakiś czas. Tuż przed Burgos przejechałem przez wiele obszarów przemysłowych, przemierzając kilometry przez niezbyt ładne przedmieścia Burgos. Minęliśmy wiele samochodów, marketów budowlanych i starych budynków przemysłowych. W centrum Burgos na początku byłem przytłoczony, tyle samochodów, ludzi, sygnalizacja świetlna, duże miasto! Od razu pomyślałem sobie: ohhhjeee zostanę tu na dwa dni. Chciałem wrócić do małej wioski.

Dzielnie kontynuowałem swoją drogę, ale wkrótce mogłem zobaczyć urok starego miasta, wiele ładnych sklepów i barów.

Fantastycznie duża katedra i panująca w niej atmosfera były nowoczesne i pełne życia. Mój hotel również znajdował się tutaj. Kiedy dotarłem do mojego pokoju hotelowego i byłem sam, początkowo byłem szczęśliwy, że pozwoliłem sobie upaść na łóżko i po prostu zamknąć za sobą drzwi.

Wkrótce Lin napisał i spotkaliśmy się. Dołączyli do nas również Angelo, Felix i Andrea. Lin miał dla wszystkich prezent na pożegnanie. Ale dla mnie kolejna specjalna bransoletka z powiedzeniem, które mi odpowiada.

Musieliśmy płakać raz za razem, ponieważ pożegnanie jest bardzo dziwne dla nas wszystkich. Jestem bardzo wdzięczny, że rozpocząłem swoją podróż z Linem. Wieczorem poszliśmy do pizzerii. Lin niestety musiała wcześniej wrócić do swojego Alberge. Andrea, Felix i ja siedzieliśmy przez długi czas i miło spędziliśmy wieczór.


Etap 13

Burgos

Byłem naprawdę zaskoczony Burgos. To, co początkowo postrzegałem jako nieprzyjemnie zatłoczone, tętniące życiem miasto, okazało się idealnym miejscem na spędzenie czasu.

Niezliczone rzesze ludzi świętowały w ten weekend swego rodzaju średniowieczny spektakl w Burgos. Były tam stragany z biżuterią, wyrobami skórzanymi i pysznym jedzeniem. Wszędzie rozbrzmiewała hiszpańska muzyka. Hiszpanie śpiewali razem ze mną i naprawdę czułem, jak dumni są ze swojego wspaniałego kraju. Ponownie wpadłem na kilka osób, które spotkałem po drodze. Siedzieliśmy razem w różnych barach, jedliśmy tappas i piliśmy calimocho.

Do pokoju hotelowego wróciłem dopiero około północy w piątek wieczorem. Pomimo długiego wieczoru, byłem w rutynie i obudziłem się krótko po 6 rano. Ale miałem czas, więc mogłem przygotować się w wolnym czasie, zjeść pyszne śniadanie, a następnie zwiedzić miasto. Poszedłem na zakupy. Trochę kosmetyków, ciepły sweter, naszyjnik na pamiątkę tego wspaniałego czasu i czapka, bo czasami marznę tu rano.

Dzień był wspaniały. Znowu siedzieliśmy razem z różnymi ludźmi. Pożegnałem się z Lin z wielkim uściskiem i kilkoma łzami. Dzień w Burgos był świetny i dał mi nową energię. Niemniej jednak byłem szczęśliwy, że mogłem kontynuować moją dzisiejszą drogę… cudownie… Meseta … podoba mi się.


Etap 14

Burgos – Hornillos del Camino, 21 km

Dziś rano, po śniadaniu, wyruszyłem około 7:30. To było naprawdę miłe uczucie znów podążać za żółtymi strzałkami z plecakiem na plecach i kijkami w ręku. Dzisiejszy etap nie powinien być długi, mam wystarczająco dużo czasu.

Meseta praktycznie zaczyna się podczas mojego dzisiejszego etapu i jest dla mnie piękna. Czysty i bardziej pusty niż poprzednie, w kolorze piasku i suchy. Dzisiaj szedłem zupełnie bez muzyki i w dużej mierze bez towarzystwa. Mogłem myśleć, zadawać sobie pytania. Poczuj się dobrze i weź głęboki oddech.

Dotarłem do mety po 21 kilometrach we własnym tempie i miałem szczęście znaleźć albergue. Alberge jest ładny, nowoczesny i stosunkowo nowy. Całkowity spokój. Andrea dołączyła do mnie, zrobiliśmy smaczne zakupy na kolację w mini-supermercado i zrelaksowaliśmy się.

Wieczorem byliśmy właściwie tylko we dwoje, jedliśmy nasze pyszne zakupy i dużo rozmawialiśmy o naszych najbardziej kształtujących wydarzeniach w życiu. Dużo się razem śmialiśmy, filozofowaliśmy, przeanalizowaliśmy kilka łez i po prostu wznieśliśmy toast za życie. Cóż to był za piękny dzień!

Może to wyglądać następująco.


Etap 15

Hornillos del Camino – Hontanas, 11 km

Dziś rano wyszedłem z Alberge dopiero tuż przed 8 rano. Celowo chciałem poświęcić dziś dużo czasu. Ciesząc się Mesetą i spacerując samotnie. Bez muzyki i w zwolnionym tempie, krok po kroku szedłem żwirowymi ścieżkami i czasami miałem momenty, w których moje myśli goniły.

Po 5 kilometrach zrobiłem sobie pierwszą przerwę na baton musli i banana. Moje prawe kolano było trochę obolałe, więc pomyślałem sobie: nie stresuj się dzisiaj.

Po około 10 kilometrach z oddali słychać było muzykę fortepianową. Pianino to mój ulubiony instrument. Po drodze była nowo wybudowana śródziemnomorska kawiarnia i pomyślałem sobie: „To też wezmę”. Siedziałem tam i wpatrywałem się w dal Mesety… muzyka fortepianowa dała mi resztę, że tak powiem, i po prostu strasznie wyłem. Cóż mogę powiedzieć, to po prostu musiało wyjść na jaw. Po tym czułem się świetnie.

Po 11 kilometrach dotarłem do pięknej małej wioski. Z kolorowymi flagami i super romantycznym kościółkiem.

Zostanę tu dzisiaj i po prostu pozwolę temu miejscu zadziałać na mnie swoją magią.


Etap 16

Hontanas -Boadilla, ok. 30 km

Nie wiem, co się dzieje. Czułam się dobrze, miałam pełnię energii i jasno wiedziałam, czego chcę, a czego nie. Teraz jestem trochę smutny i myślę, że to dlatego, że moje wewnętrzne dziecko ponownie zdało sobie sprawę, że nie jestem ważny.

Odważyłem się na coś, co wyobrażałem sobie jako łatwiejsze. Jednak ścieżka ta prowadzi do rzeczy, które nie są łatwe.

Tak to już jest i teraz muszę sobie z tym poradzić.

Z każdym krokiem czułem się, jakbym miał na stopach cementowe bloki. Każde słowo było trudne i najchętniej posłałbym każdą myśl do diabła.

Meseta jest cudownie piękna, jestem wdzięczny, że mogę chodzić po tym kawałku ziemi i że tak naprawdę mogę decydować o wszystkim każdego dnia.

Chciałbym być silny, śmiać się i czuć energię podróży, tak jak w pierwszych tygodniach. W tej chwili czuję się wyczerpany i bezsilny.

Po 18 kilometrach ponownie spotkałem Andreę. Od razu zauważyła, że nie czuję się dziś najlepiej. Najpierw śmialiśmy się i rozmawialiśmy, a potem przytuliła mnie, bo jakoś musiałem znowu zacząć płakać. Nie chcę już płakać… Postanowiłam przestać.

Potem szliśmy obok siebie w milczeniu przez dłuższą chwilę. Uzgodniliśmy to wcześniej. Przy krzaku, który wydawał się jedynym zacienionym miejscem dzisiaj, nagle usłyszałem mnóstwo ćwierkających ptaków. Nic więcej, tylko lekki wiatr mesety i ptaki. Usiadłem, zamknąłem oczy i siedziałem tak przez kilka długich minut. Chciałem tylko posłuchać ćwierkania i pobyć sam ze sobą.

To był wspaniały moment.

Kiedy dotarliśmy do Biadilla de Camino, znaleźliśmy naprawdę ładne albergo z basenem i pięknym ogrodem. Mam wrażenie, że w wiosce są tylko pielgrzymi i żadnych innych ludzi.

Nadal jestem wdzięczny za to, że jestem w drodze, ale tęsknota za domem była dziś bardzo silna.


Etap 17

Boadilla – Carrion de los Condes, 26 km

Dzisiejszy dzień był naprawdę udany. Andrea i ja wyruszyliśmy około 7 rano i podziękowaliśmy Eduardo hospitalero, który naprawdę wprawił nas wczoraj w dobry nastrój. Dzisiejszy dzień był dniem, w którym nie należało się spieszyć.

W kolejnym mieście zjedliśmy śniadanie i odwiedziliśmy supermarket oraz pocztę. Po drodze wysłałem do domu kilka rzeczy, których nie potrzebuję. Z lżejszym plecakiem ruszam w dalszą drogę. Nie tylko fizycznie, ale także psychicznie.

Andrea i ja śpiewaliśmy i tańczyliśmy po drodze, co było całkowicie wyzwalające. Na 5 przez chwilę głośno krzyczeliśmy… pusta Meseta odebrała nasz ryk i krzyknęła… jesteście świetni!

Dotarliśmy do celu dopiero po godzinie 17, ponieważ naprawdę nie przegapiliśmy ani jednego baru, aby zjeść tapas i napić się lemoniady. Mamy wspaniałego Alberge Santa Maria. Prowadzony przez zakonnice. W ogrodzie rozległ się śpiew. Atmosfera była po prostu piękna.

Później usiedliśmy razem z Carrellem, którego poznałem już w Roncevalles i który bardzo mnie zainspirował swoim światopoglądem, optymizmem, sposobem życia i sposobem radzenia sobie z życiem.

Życie jest w rzeczywistości dość łatwe… z kilkoma wyjątkami, ale damy radę!


Etap 18

Carrion de los Condes – Moratinos, 30 km

Pierwszy budzik zadzwonił o czwartej! Udało mi się spać do 6.05 rano. Powoli, ale zdecydowanie nie wiem, czy wytrzymam kolejne 3 tygodnie w tych hostelach.

Wschód słońca znów był piękny. Nasze śniadanie świętowaliśmy w pierwszej kawiarni w mieście. Wyruszyliśmy około 7:30 rano, całkowicie zrelaksowani.

Osobiście nie uważam Mesety za tak nudną i długą, jak mi wcześniej mówiono. Jest kilka topoli, lubię topole, przypominają mi mój dom, stoją tak pięknie między polami. Reklamowane 18 km bez Alberge i bez kawiarni nie było złe. Po drodze stała ciężarówka z jedzeniem i grała muzyka, więc kolejne 10 kilometrów minęło mi bardzo szybko. Prawdopodobnie również ze względu na mój o 3 kg lżejszy plecak. Alex pomógł mi wczoraj uporządkować moje rzeczy. To profesjonalista!

Po 26 kilometrach dotarłem do miasta, które miało być moim celem. Andrea i ja od razu pomyśleliśmy, że atmosfera tutaj nie jest odpowiednia. Wtedy za rogiem pojawił się Carell. Niebo nam to zesłało. W końcu dotarliśmy do przytulnie wyglądającego albergue. Dostępne są tylko 2 łóżka. Nie chcieliśmy nikogo zostawić. Zdecydowaliśmy się więc w ciągu kilku sekund … udać się do następnego miejsca!

Nasza trójka jest teraz w ładnym pokoju z prawdziwymi, grubymi materacami i odpowiednią pościelą. Bez gumy, bez papierowej osłony. Dzisiejszej nocy będziemy spać wygodnie, bez chrapania i bez kolejnego budzika dzwoniącego o 4 rano. Te 30 kilometrów było tego warte.

Na kolację zjadłam spaghetti, było pyszne, w końcu znowu makaron.

Uwielbiam makarony!


Etap 19

Moratinos – Calzadilla de los Hermanillos, 23.6 km

W rzeczywistości mój własny budzik obudził mnie dzisiaj po raz pierwszy! 6.45.

Carrel, Andrea i ja czekaliśmy nawet 15 minut, aż nasz Alberge wypije kawę na starcie. Carell został na drugą kawę. Andrea i ja wyruszyliśmy w półmrok. Nie mam pojęcia, ile kilometrów zaplanowano na dzisiaj. Miejsce docelowe nieznane.

Po 10 kilometrach kontynuowałem sam. Muzyka po raz pierwszy od wielu dni. Muzyka jest dla mnie niesamowicie pięknym akompaniamentem, ale nie byłem w stanie jej znieść przez ostatnie trzy dni, ponieważ meseta robi mi już wystarczająco dużo. Dzisiejszy etap był naprawdę przyjemny. Zdecydowałem się na dłuższy etap.

Byłem zupełnie sam! Wokół mnie bezkresna przestrzeń, kilka drzew i ścieżka przede mną. Tańczyłem! Moje kijki trekkingowe były moimi kijkami do pole dance.

I tak byłem sam… więc to nie miało żadnego znaczenia! Byłem rozpromieniony w środku i każdy krok był krokiem do domu w mojej głowie! Tęsknię za moimi dziećmi! Mój Finn napisał dziś do mnie tak słodko. Jestem taka dumna z moich dzieci! To naprawdę wspaniali ludzie! Dzisiejszy dzień był dniem, w którym czułem się naprawdę silny i myślałem o wszystkim, co już osiągnąłem. Nie zawsze udaje mi się dostrzec te rzeczy! Już dziś! Dzisiaj było dobrze! Jestem dobry… tak dobry!

Ścieżka jest dobra! Cieszę się, że mam jeszcze trochę czasu na wszystkie swoje przemyślenia. Nie mogę się doczekać kolejnych dwóch dni w Mesecie. Nie mogę się doczekać Galicji. Znalazłem słodką Alberge. Czteroosobowy pokój, białe ręczniki, nowa łazienka… Potrzebuję tego dzisiaj. 20 euro, w tym śniadanie. Andrea wciąż jest w drodze i dołącza do mnie. Na wszelki wypadek zarezerwowałem ci łóżko.

Mam zamiar ponownie przejść się po mieście i świętować ten dzień!


Etap 20

Calzadilla de los Hermanillos – Mansila de las Mulas, 24 km

Dziś obudziłem się o 5 rano, chociaż w pokoju było cicho. Potem przez godzinę nie mogłem zasnąć. O 7.30 rano byłem zaskoczony, ponieważ byłem jedyną osobą w pokoju, która wciąż leżała.

Dzisiejsza ścieżka prowadziła przez długi czas po nierównych kamieniach i obok kilku pól. Były dwie trasy, ja wybrałem prawie 24-kilometrową trasę bez miast z Calzadilla do Mansilla de la Mulas.

Nie zdawałem sobie sprawy, że nic nie nadjeżdża, nawet food truck. Ale ponieważ miałem teraz o 3 kg lżejszy bagaż, wczoraj zabrałem ze sobą co najmniej 3 kg prowiantu. Winogrona, herbatniki, banan, mandarynka, baton musli, pomidor i jabłko… Jestem przygotowany na wypadek, gdybym spotkał po drodze wygłodniałych pielgrzymów, mogę się podzielić.

Trasa była wyczerpująca psychicznie i fizycznie, monotonna i z niewielkimi możliwościami rozproszenia uwagi. Przez całą drogę byłem sam. Było więc mnóstwo okazji do tańca i głośnego śpiewania!

Przekroczyłem linię mety po 7 godzinach i byłem całkiem zadowolony. Petra, której nie widziałem od jakiegoś czasu, pomachała do mnie. Potem wypiłem z nią piwo. Spotkałem również Hocheza (nie wiem, czy dobrze to przeliterowałem) raz za razem. Andrea również do nas dołączyła i dziś dzielę z nią miły pokój hotelowy. Naprawdę nowoczesne i piękne.

Przed kolacją ponownie spotkałem Hocheza. Dzisiaj śpi na zewnątrz. Nie znalazł pokoju. Zaproponowaliśmy mu spanie na kanapie w kuchni. Ale powiedział, że jest młody i silny, więc pozostaje na zewnątrz. Ok… Mam nadzieję, że biedactwo nie zamarznie dziś wieczorem. Zasugerowałem kościół, ale myślę, że spekuluje na temat ławki na rynku. To jest Camino – powiedział śmiejąc się głośno.

Po długim czasie znów rozmawiałam z siostrą. To było naprawdę dobre.

Jak dobrze, że je mam!

Wieczorem spotkaliśmy się na kolacji w albergue z wieloma innymi znajomymi twarzami. Bernd siedział z nami i świetnie nam się rozmawiało przy stole, był bardzo uduchowiony i miał cudownie spokojną charyzmę. Jutro dotrzemy do Leon.


Etap 21

Mansila – León, 20 km

Trasa do Leòn prowadziła przez kilka uprzemysłowionych odcinków i wzdłuż drogi. Zacząłem od café con leche i mojego tradycyjnego już OJ. Większość kawiarni po drodze była zamknięta. Po 20 kilometrach na horyzoncie pojawiło się León. Wielkie miasto!

Wziąłem kolejny głęboki wdech i wydech, ale byłem zachwycony, że osiągnąłem kolejny kamień milowy na mojej Drodze Świętego Jakuba. Andrea i ja spotkaliśmy się ponownie przy wejściu do wioski. Najpierw poszliśmy do małego kościoła. Podeszła do mnie efektownie ubrana kobieta. Niestety, nie zrozumiałem ich. Wzięła mnie za rękę i prawie zaczęła płakać. Uśmiechnął się, puścił mnie i podziękował. Pocałowała mnie w rękę. Zinterpretowałem to tak, że była w jakiś sposób szczęśliwa i wdzięczna. Ta sytuacja wywołała we mnie bardzo silne uczucie. Na średniowiecznym targu, podobnym do tego w Burgos, kupiłem trochę biżuterii jako pamiątkę z tego mega czasu tutaj. Odrobina luksusu jest koniecznością.

Wieczorem usiedliśmy razem z innymi pielgrzymami. León był cudownie żywy i miał tak wiele hiszpańskiego stylu. Tak naprawdę nie dotarliśmy do końca, przyciągnął nas bar z hiszpańską muzyką. Tańczyliśmy przez następne dwie godziny. Boso i pełen radości życia, pozwoliłem, by wieczór potoczył się swoim torem. To było wspaniałe uczucie po długiej przerwie związanej z Covid Party.

Marvellous …. Hiszpańska muzyka nie miała się skończyć, a ja tak naprawdę nie chciałem wychodzić. Ale jutro czeka nas podróż. Leon, co za uroczy wieczór.


Etap 22

León – Villante, 31 km

Wybrałem dłuższą, ale bardziej malowniczą trasę. Najpierw trzeba było wyjść z Leòn. Zbyt długo, by pominąć śniadanie. Andrea i ja byliśmy zgodni. A ponieważ tortilla była tak pyszna, wzięliśmy dwie. Następnie rozstaliśmy się na jakiś czas. Ścieżka wyglądała fantastycznie. Znowu prowadziła przez długie szutrowe ścieżki obok pól. Nastrój był dobry, ale sangria i mojito z wczoraj były nadal wyraźnie wyczuwalne

Cóż, jeśli imprezujesz, musisz pracować. Po około 28 kilometrach po prostu nie mogłem jechać dalej. Położyłem się na ławce. Od wielu godzin nie było widać innego pielgrzyma, nawet Andrei. Na szczęście były jeszcze żółte strzałki. Po prostu leżałem i prawie zasnąłem. Znów obudził mnie trzmiel. Zjadłem cały prowiant z plecaka. Zdałem sobie sprawę z mojego krążenia. Czekolada, owoce i woda przywróciły mi energię. „No dalej… weź się w garść!” Ponownie wspomogłem się muzyką i ruszyłem na ostatnie 2-3 kilometry. Mój zegarek wskazywał dziś ponad 31 km, w rzeczywistości powinno być 29 km.

Kiedy dotarliśmy do Alberge, prysznic zrobił mega dobrze. Dzisiaj po prostu zostanę w łóżku. Zjedz coś i wracaj do łóżka 9 godzin bez długich przerw wystarczy! Jutro tylko około 20 km …. Wyjazd do Astorgi. Mam nadzieję, że mysz w Alberge nie zgubi się w moim plecaku.


Etap 23

Villante – Astorga, 25 km

Dziś rano Andrea i ja opuściliśmy hostel i od pierwszego metra zostaliśmy „oblężeni” przez Holendra, który rozpoczynał dziś swoją trasę. Dobry facet po prostu nie zdawał sobie sprawy, że nie mamy ochoty rozmawiać o 7.15 rano.

W pewnym momencie zatrzymałem się i przez 10 minut szukałem swojej czołówki, tylko po to, by wpadł na pomysł, by jechać dalej. Nie ma szans! Jedyną rzeczą, która pomogła, była bezpośrednia wiadomość …. „Chciałbym iść dalej sam!”

Kiedy potem szedł samotnie 30 metrów przede mną, od razu poczułem się źle. Ale hej… tak to już czasem jest. Sprawy nie zawsze idą zgodnie z planem.

Dzisiejsza trasa była świetna, byłem w pełni wypoczęty i pełen energii. Ścieżki były kolorowe. Ścieżka była czerwonawa, a pola na przemian kremowe, zielone i żółte. Przede mną ukształtowały się wspaniałe naturalne krajobrazy. Spotkałem wielu zupełnie nowych pielgrzymów, ale także znajome twarze.

Cieszę się, że mogłem ponownie spotkać Santiego w Astordze. On też był szczęśliwy, nie spodziewaliśmy się, że się zobaczymy, ponieważ nie spotkał mnie od kilku dni. Wpadłem też na Hocheza, Hannę i Sandrę i w jakiś sposób połączył nas fakt, że wszyscy będziemy w Santiago za około 10 dni i już pokonaliśmy tak wiele kilometrów. Wieczorem długo siedzieliśmy razem z Berndem i Petrą i prowadziliśmy wspaniałe rozmowy. Cieszę się, że poznałem tutaj tak wyjątkowych ludzi z tak imponującymi, bardzo inspirującymi historiami życiowymi.

Kolejne dwa etapy są raczej krótkie, ale również emocjonalne. Cruz de Ferro jest już bardzo blisko. Umieszczę tam dwa kamienie. Dużo myślę o dwóch wyjątkowych osobach w moim życiu.

Nie wiem, jakie ścieżki chcę obrać po mojej podróży.

Nie sądzę, że trzeba znaleźć rozwiązanie dla niektórych rzeczy. Być może pomaga być zadowolonym, gdy czujesz się spokojniejszy, pamiętać o dobrych rzeczach i wybaczać.


Etap 24

Astorga – Rabanal, 21 km

Astorga była mega miła! Spałem dobrze i po małym śniadaniu byłem w drodze!

Miałam dziś wielką ochotę pobyć sama! To ostatnie 9 dni… o dziwo, mogę być teraz o wiele lepiej sam niż na początku mojej podróży. Moje myśli były dziś chwilami bardzo spokojne… a potem znów się mieszały. Przez chwilę wydawało mi się to również pustą myślą. Skończona myśl czy coś! Zadowolona myśl. Nie mam pojęcia jak to opisać!

Widok w oddali napełnił mnie taką satysfakcją, że nie potrzebowałem niczego więcej. Góry wracają. Mogą być daleko na horyzoncie, ale tam są. Uwielbiam góry… może to byłoby miejsce dla mnie? Może dlatego nazwałam siebie górską wróżką. Dlatego kocham Austrię i nie mogę się doczekać kolejnych wakacji z rodziną.

Uratowałem dziś kreta! Kot wsadził łapę w dziurę w ziemi i wyciągnął biedaka. Krótko obejrzałem mecz, a potem mu pomogłem. Myślałem, że zasługuje na szansę! Kot był wystarczająco gruby. Mały położył się na plecach i udawał martwego. Odwróciłem go. To, że może mieć taką prędkość, było dla mnie nowością! Naprawdę się rozkręciło. Grub szybko się zaaklimatyzował i teraz z pewnością jest zadowolony, że udało mu się ponownie. Kot znajdzie coś innego!

Właściwie to chciałem dzisiaj znowu spać w Alberge. Pierwszy, do którego wszedłem, pachniał bardzo duszno i był ciasny. Łóżka piętrowe były blisko siebie i prawie każde z nich było już zajęte. Nawet o tym nie pomyślałem, moje nogi po prostu same wysiadły!

W wiosce wszedłem na ścieżkę i stanąłem przed ścianą, która w jakiś sposób wołała do mnie… „Zajrzyj do środka!”. Przyjazne powitanie w środku, z pysznym zapachem jedzenia i rustykalnymi meblami. Bardzo czysty. Szybko rezerwuję dwuosobowy pokój dla siebie i Andrei, która przyjeżdża niedługo po mnie.

Może trochę się wstydzę, że tak dobrze się bawię.

Miejsce docelowe na kilka następnych dni: Alberge z piętrowymi łóżkami i co najmniej 25 innych pielgrzymów. Zobaczymy, czy tak się stanie.


Etap 25

Rabanal – Molinaseca 26 km

Tego ranka było ciemniej niż kiedykolwiek. Gwiazdy były krystalicznie czyste, a księżyc oświetlał mi drogę. Niebo za mną wkrótce ukazało najpiękniejszy wschód słońca, jaki kiedykolwiek widziałem.

Dzisiejszy etap był dla mnie imponujący i przytłaczający. Wokół mnie rozciąga się cudowna przestrzeń lasów, wrzosowisk i gór. Moje stopy musiały dziś pokonać kilka kamieni i kilka metrów przewyższenia.

W Cruz de Ferro moja duchowość opuściła mnie na chwilę. Wcześniej zastanawiałem się nad tym, co chciałbym zostawić na tym krzyżu. Kiedy stanąłem przed nim i wyjąłem z kieszeni moje dwa kamienie, łza lub dwie spłynęły mi po twarzy, ale to, co myślałem, że tam zostawiłem, nie było w moich myślach.

Raczej patrzyłem na wszystkie zdjęcia, które zostały już tam umieszczone przez innych ludzi i zastanawiałem się, jak wielki ciężar niektórzy ludzie próbują zostawić za sobą.

Byłem wdzięczny, wdzięczny za cały czas, w którym mogłem tam być, za wszystko, co do tej pory osiągnąłem, wdzięczny za moje niesamowicie niesamowite dzieci, które stały się tak wspaniałymi młodymi ludźmi. Wdzięczny za 24 lata spędzone z Dennisem, za wszystko, co razem przeżyliśmy i zbudowaliśmy, na dobre i na złe. Wdzięczny, że znosi mój temperament i impulsywność, a może nawet trochę mnie kocha. Wdzięczny, że mogę to zrobić tutaj… udać się w podróż, która przynosi tak wiele emocji, która sprawia, że patrzę na wszystko, co kiedykolwiek mnie poruszyło.

Podróż, która niesie ze sobą niepewność co do tego, co stanie się później. Zostało mi tylko 8 dni….

Nigdy nie byłem bardziej w centrum niż teraz! Ta podróż jest jak małe życie na biegu turbo, ponieważ WSZYSTKO, co kiedykolwiek się wydarzyło, znów mnie omija.

Jestem bardzo szczęśliwy, że po tym wszystkim mogę poczuć głębokie poczucie satysfakcji.


Etap 26

Molinaseca – Cacabelos, 23 km

Dzisiejsza trasa była dość spokojna i nie wzbudziła we mnie większych emocji. Po tak imponującym dniu jak wczoraj, jest to również trudne. A raczej chciałbym, aby dni takie jak dzisiejszy były relaksujące, ponieważ wrażenia z ostatnich kilku dni mogą się zatopić bez dodawania coraz to nowych.

Pierwotny plan na dziś zakładał 31 km… ale ponieważ było już dość, skończyłem po 23 km. Siedziałem właśnie przed barem, zamawiając sałatkę i piwo, kiedy pojawił się Karell. Jedliśmy razem i świetnie nam się rozmawiało. Andrea przybyła wkrótce potem. Karell ruszył dalej. Zegar wskazywał już prawie czwartą. Rozejrzałem się i powiedziałem, że jest tu ładnie.

Mieliśmy szczęście, że w 6-osobowym pokoju wieloosobowym wciąż były dla nas dwa łóżka. W takim razie zostaniemy – brzmiała decyzja.

Świeżo po prysznicu poszliśmy pohuśtać się na plac zabaw naprzeciwko i śmialiśmy się z samych siebie. To zawsze świetna zabawa. W supermarkecie szukaliśmy jak szaleni oliwek i anchois. W naszym hostelu wystawiliśmy stoliki na słońce i spędziliśmy cudowny wieczór.

Beate z Austrii dołączyła do nas później, ponieważ nasze ciągłe rechotanie ją zaciekawiło. Kupiłem nam drugą butelkę wina i wełniane koce i siedzieliśmy tam do 22:30 rozmawiając o różnych rzeczach.

Po raz kolejny był to naprawdę udany wieczór.


Etap 27

Cacabelos – Vega De Valcarce 28 km

Dziś rano w ogóle nie miałem ochoty wychodzić z domu. Wciąż byłem trochę zmęczony i jakoś wyczerpany.

Uzbrojeni w banana i bez śniadania wyruszyliśmy w ciemność. Pierwotnie do śniadania w Villafranca miało być 7 kilometrów. Kanapka i kawiarnia dobrze mi zrobiły. Moje ciało czuło się, jakby przebiegło już 15 kilometrów.

Spotkaliśmy też ponownie Hocheza i Santiego – obaj biegli dziś sprintem przez górę. Tuż za mostem Andrea i ja podążaliśmy Camino Duro stromym podjazdem, 2 kilometry dłuższym niż główna ścieżka, ale nie wzdłuż drogi.

Jestem dziś bardzo zadowolony, że zdecydowaliśmy się to zrobić. Ścieżka była fantastycznie piękna. Moje zmęczenie zniknęło, a dobry nastrój szybko powrócił. Widok był wspaniały, a wysiłek był tego wart! Te przestrzenie, winnice, góry, kasztanowce, lasy sosnowe. Pachniało lawendą i oregano, wzdłuż ścieżek rosły mięta pieprzowa i tymianek.

Nie mogłem patrzeć i oddychać tak bardzo, jak bym chciał, by chłonąć to wszystko w nieskończoność. Nieopisanie piękne!

Następnie zjadłem sernik z kasztanami na małej górskiej hali 7 kilometrów przed metą. Po 28 kilometrach dotarliśmy do miasta około 17:00 i wylądowaliśmy z Marią w pensjonacie Fernández w pokoju wieloosobowym z 16 łóżkami. Jest po prostu umeblowany. Maria zadała sobie tyle trudu, aby wyczarować dla nas piękne menu, dawno nie jadłem tak pysznego jedzenia. Niesamowicie smaczne i pięknie podane. Lubię spać w akademiku… jedzenie i gościnność tutaj są niesamowite.

Oprócz wszystkich naszych głębokich rozmów, śmiejemy się tutaj tak cudownie.

Ten dzień znów był wyjątkowy i piękny!


Etap 28

Vega De Valcarce – Fonfria 24 km

Tak słodko, jak wczoraj Maria przygotowała kolację, tak rano kontynuowaliśmy śniadanie. Andrea i ja wyruszyliśmy dopiero o 8:30 rano. Ale wciąż byliśmy zrelaksowani.

Dziś przed nami O Cebreiro z 1300 metrami przewyższenia. Trasa prowadziła stopniowo w górę przez szutrowe ścieżki i lasy liściaste. Ale nie uznałem tego za wyjątkowo męczące. Czas i kilometry leciały nieubłaganie.

Niestety często spotykam na swojej drodze smutne psy. Są zamknięte w małych boksach lub budach i przeraźliwie wyją lub szczekają. Wczoraj mijałam takie biedne zwierzę i musiałam zacząć płakać, bo tak strasznie krzyczało. Dzisiaj na ścieżce ponownie były 4 psy w małej przyczepie. Nie rozumiem, byłoby tu tyle miejsca? To jest takie cudowne miejsce, można by sprawić, żeby było miłe dla psów, ale ma się wrażenie, że psie życie tutaj jest nic nie warte! To straszne. Nie rozumiem tego, kiedy patrzę w oczy zwierzęcia, jest tam dusza, prawda? Dlaczego możliwe jest, że istnieją ludzie, którzy nic nie czują? Zanotowałem miejsca, w których zauważyłem zwierzęta i postaram się dowiedzieć w Hamburgu, co można zrobić. Niestety, powiedziano mi, że zwierzęta zostaną po prostu zabrane i zabite.

Są to doświadczenia, które strasznie mnie smucą.

Dotarłem dziś do Galicji. Od tego miejsca ma padać częściej. Ale jest górzysty i zielony. Do Santiago jest mniej niż 150 kilometrów.

Dziś wieczorem jestem w dużym, ale dobrze zorganizowanym i nowoczesnym Alberge. Zjemy tradycyjną galicyjską kolację. Beate również nas dogoniła. Hochez i Santi są w tej samej kwaterze z UNO i magicznymi sztuczkami, mieliśmy bardzo zabawny wieczór…

Jezu, nawet się nie znamy, ale czuję się, jakbyśmy byli przyjaciółmi od zawsze.


Etap 29

Fronfria – Sarria 26 km

Dzisiejszy dzień rozpoczął się od mżawki. Wciąż ubrani w szorty, wyruszyliśmy. Szybko odłączyłem się od eskorty, ponieważ nie mogę znieść całego tego gadania od rana do wieczora. Przynajmniej tak jest teraz.

Przejechałem przez kilka małych hiszpańskich wiosek, które wyglądały na opuszczone i zniszczone, ale za ścianami domów słychać było stukot garnków i głosy. Las, przez który dziś szedłem, wydawał się zaczarowany. Bluszcz wspinał się na każde drzewo. Po drodze były tysiące kasztanów, najchętniej zebrałbym je wszystkie i upiekł w piekarniku w Hamburgu jesienią… gdyby mój plecak nie był już wystarczająco ciężki. Czasami brałem go do ręki tylko po to, by poczuć jego gładką powierzchnię. Pochlebca.

Odpoczywałem dziś wewnątrz siebie, ale coś też bulgotało. Nie bardzo rozumiem, o co chodzi. Czy popadam w nostalgię, ponieważ podróż wkrótce dobiegnie końca? Siedem tygodni temu wciąż bałem się tak długiej nieobecności w domu. Teraz obawiam się, że codzienne biegi wokół Alster nie wystarczą, aby mnie uspokoić.

Nie mogę się doczekać bycia w domu, nie mogę się doczekać mojej rodziny, mojej pracy, mojego nowego czasu bez szkoły wieczorowej, bez stresu związanego z nauką, bez egzaminów.

Skończyłem… czy ktokolwiek kiedykolwiek skończył? Czy mogę być zadowolony z tego, że skończyłem? Nie mam pojęcia! Zarezerwowałem dziś pokój w Finisterre.

Teraz cieszę się ostatnim tygodniem mojej podróży.


Etap 30

Sarria – Portomarin, 25 km

Sarria mnie nie powaliła… raczej tłumy ludzi, którzy wyruszyli rano obok Andrei i mnie. Z małymi plecakami, ciężkimi butami lub cienkimi butami.

Wszyscy opuścili miasto strumieniem, a ja starałem się dostosować do przepływu, aby nie czuć, że mnie spowalnia.

Nie wiem, czy to dlatego, że byłem w dobrej formie, czy raczej z powodu ucieczki przed tłumem? Chciałem zdać! Za każdym razem, gdy wyprzedzałem grupę, przede mną pojawiała się nowa.

Po około 10 kilometrach założyłem słuchawki i zanurzyłem się we wspomnieniach z ostatnich kilku dni na Camino z pomocą muzyki. Przez krótki czas miałem część ścieżki dla siebie.

Tęsknię za powrotem do Mesety. Wyobrażałem sobie, że Galicja będzie inna. Ale to nie ma znaczenia… Przeżyłem tak wspaniałe dni, tygodnie i wkrótce miną dwa miesiące na Camino, że mogę teraz ze spokojem powiedzieć, że przejście tych pełnych etapów jest jego częścią.

Kiedy dotarliśmy do Portomarien, pierwszy Alberge compledo był pełny, podobnie jak następny hostel. Następnie znaleźliśmy zakwaterowanie w kolejnym hostelu. 2 pokoje z 28 łóżkami, 2 toalety dla 60 osób. Prysznice były zimne i jakoś wszystko tutaj było dla mnie zbyt ciasne. Oddychaj… oddychaj… Andrea powiedziała mi, że nie zrobię tego przez kolejne 4 dni!!!

Ja też nie! Świeżo umyci i zziębnięci udaliśmy się na naprawdę smaczny posiłek. Jest tu wiele znajomych twarzy… Jestem trochę zmęczony słuchaniem różnych języków i często żałuję, że nie mówię po hiszpańsku. Do Santiago pozostało jeszcze 90 kilometrów….

Powoli zdaję sobie sprawę, że chcę dotrzeć na miejsce i wtedy będzie dobrze! Ostatnie 90 kilometrów będzie inne niż wszystkie poprzednie tygodnie.

Na dzień dzisiejszy jest raczej mniej uduchowiony. Kiedy patrzę na wszystkich kulejących, pokrytych pęcherzami ludzi tutaj, naprawdę cieszę się, że moje ciało poradziło sobie tak dobrze, że mogłem cieszyć się tym bez większych bólów i nadal mogę się tym cieszyć.

Nie mogę się doczekać jutra… zakwaterowanie jest już zarezerwowane i nie będzie 60 osób Alberge.

Trochę mniejszy…


Etap 31

Portomarin – Palas de Rei, 23 km

Noc była niesamowita, myślałem, że moja świnia gwiżdże, kiedy pani nade mną miała gościa około 23:00 i słyszałem szepty i rechotanie. Na szczęście pielgrzym ważył tylko tyle, że łóżko nie zawaliło się na mnie razem z nimi dwoma. Nie chcę nawet wiedzieć, do czego się posunęli. Jezu, nie wiedziałem, czy śmiać się głośno, czy z irytacją włożyć słuchawki do uszu. W końcu po prostu leżałem i myślałem sobie, a teraz przygotuj się, żebym mógł spać! Po około 30 minutach w końcu leżał we własnym łóżku nad Andreą.

28 osób na piętrowych łóżkach, a niektórzy faktycznie czołgają się do siebie. Co jest kurwa! A następnie bezpośrednio przez miiiiir!!!!

Dziś rano, przy grzmotach, błyskawicach i burzach, Andrea i ja szliśmy prosto ścieżką bez mózgów (ponieważ nie jest to całkowicie bezpieczne), ale przede wszystkim bez śniadania!

Po 10 minutach byłem przemoczony do samych spodni i pomyślałem sobie… dziś się nie zatrzymuję… dziś biegnę!!! Kapało mi z włosów, nosa i butów przy każdym kroku. Wszystko przykleiło się do mojego ciała.

Cóż, po 7 kilometrach była górska hala z dobrym śniadaniem.

Podobnie jak 5000 innych pielgrzymów, wszedłem do środka, zamówiłem ogromną bagietkę z jajkiem i zdjąłem mokre ubrania. Zakładam najkrótsze spodnie, ponieważ mokre, gołe nogi są wygodniejsze niż mokre, ubrane nogi.

Po zniszczeniu połowy tabliczki czekolady byłem nie do powstrzymania. Następne 18 kilometrów bez zatrzymywania się i mokro przez cały czas.

Na początku byłam bliska płaczu, pod koniec śmiałam się głośno i byłam pełna energii – po prostu to uwielbiałam!

Pęcherze powróciły i z każdym krokiem czułam, że bikini nie byłoby złym pomysłem. Co za dzień… Cieszę się, że mamy dziś pokój dla siebie.

Teraz, gdy dotarliśmy na miejsce, świeci słońce.

Myślę, że był to dzisiaj test, aby sprawdzić, czy naprawdę nie wsiądę do taksówki. Nie, ty tam na chmurze, kimkolwiek jesteś, nie jestem!!!


Etap 32

Palas de Rei – Arzúa 32 km

„Sabrina” wstawaj! 7.45 rano!”

Wowww tak dobrze spałem. To było naprawdę dobre. I wreszcie nie w ciemności.

Moje pęcherze zaczęły szarpać moje stopy od samego początku, „brawo” pomyślałem sobie, a teraz dwa dni ponad 30 kilometrów w deszczu, to może być coś! Ale hej, po 10 kilometrach moje stopy zdrętwiały i było prawie tak, jakby biegły same!

Po 5 kilometrach zjedliśmy śniadanie, jak zawsze tortilla, Zumo i café con leche. Tłumy pielgrzymów już mi nie przeszkadzają! Bardziej cieszy mnie zaraźliwy dobry humor Hiszpanów, którzy są w drodze.

Następnie, po 10 kilometrach, spodziewana ulewa. Uciekłam do najbliższej kawiarni i próbowałam przekonać samą siebie głębokim oddechem i wewnętrznym głosem: „Sabrina, dasz radę!”. Przede wszystkim musieliśmy zjeść crossaint i cukier w kawiarni!

Ok! Idziemy! Na wolność… w deszcz! Nie wiem jak, ale poleciałem!

Znowu słuchałem muzyki! Cokolwiek, co w jakiś sposób pomagało mnie nieść… przez kałuże i błoto… cóż mogę powiedzieć, działało!

Alberge, którym faktycznie chcieliśmy się ponownie torturować, jest piękny. W rzeczywistości powinien mieć ponad 100 łóżek. W moim pokoju jest 8 osób, a nas jest troje. Pozostałe pokoje mają 20 łóżek i są pełne. Super ładny wystrój ze stylem i czystością. Nie ma więc nic wspólnego z pozbywaniem się grzechów i cierpienia. To pewnie dlatego tak często pada!

Pijąc wino i masując stopy w masażerze, Andrea i ja z przerażeniem zdaliśmy sobie sprawę, że jutro musimy przebiec 39,8 km. Plan mówi o 34 km, ale outdoor mówi o 39,8 km, kamienie po drodze i kalkulator kieszonkowy też!

Scheissebebberle! Jutro będę płakać, już to wiem! Nie obchodzi mnie to! Może ktoś mnie poniesie? Podobnie jak ci, którzy upadają tuż przed metą maratonu! Uwielbiam dramaty… jak w filmie… żadnych bzdur! Mogę to zrobić! Zapowiada się świetnie i już nie mogę się doczekać jutra!


Etap 33

Arzúa – Santiago de Compostella, 40 km

Leżę płasko, ale bardzo szczęśliwy w moim łóżku w pokoju hotelowym. To był długi dzień i jest już tuż przed dziesiątą wieczorem. To był przynajmniej ostatni dzień mojego spaceru! Ostatnie kilometry.

Dziś rano o 7:30 moje stopy po raz pierwszy stanęły na suchym gruncie. Już po kilku minutach poczułem w sobie taką nieopisaną lekkość, dziś dotrę do celu! Moje ciało powiedziało mi: „Nie martw się, będę szedł z tobą!”.

Ścieżka prowadziła przez długie odcinki pięknych lasów eukaliptusowych. Porośnięte bluszczem i mchem kamienie i pnie. Wzięłam dziś tak wiele głębokich oddechów i raz po raz musiałam walczyć ze sobą, by nie zacząć płakać. Nie z bólu, bo go nie było, ale z melancholii, szczęścia i głębokiej wdzięczności.

Kilometry mijały, a ja po prostu nie chciałem skończyć. Świadomie robiłem przerwy, gdzie tylko mogłem, aby cieszyć się każdą minutą i przywrócić energię mojemu ciału. B

Na 13 kilometrze pokonałem już 26 km i pomyślałem sobie: „o nie, jeszcze tylko 13 km”. Nie chciałem dojechać….

Ta podróż była dla mnie niesamowicie wyjątkowa, te wrażenia i uświadomienia pozostaną ze mną na zawsze. W pewnym momencie popłynęły mi łzy… szczęśliwe łzy. 5 kilometrów przed Santiago czekałem na Andreę.

Pojechaliśmy razem do miasta.

Muszę przyznać, że spacer do katedry nie był dla mnie tak emocjonalny, jak wiele innych części mojej podróży.

Później, w katedrze po mszy dla pielgrzymów, byłem bardzo spokojny o siebie, oddychałem głęboko, po prostu siedziałem tam i czułem się tak wolny i zadowolony w środku, że trudno mi to opisać.

Zapaliłem ostatnią świeczkę dla kogoś, komu mam szczerą nadzieję, że się uda, a teraz, po prysznicu, cieszę się przybyciem do Santiago, po prostu kładąc się spać!


Dzień 34

Dobrze wypoczęty….

Przybył…. Naprawdę przybył!

Spacer alejkami….

Bądź doskonały ze mną w deszczu….

Szczęście w sercu….

Szczęście w brzuchu….

Szczęście wszędzie….

Weź głęboki oddech…

Wino ….Pulpo…tortilla…tarty pomidor (nie mam pojęcia, czy jest na to nazwa)

Nie idziesz dzisiaj? Jak to ma działać?

Gdzie pójść ze mną?

W pokoju hotelowym… tańczenie na materacu w łóżku, skakanie po łóżku i słuchanie głośnej hiszpańskiej muzyki! (Lista odtwarzania Quevedo)

To było świetne!

Kolacja z Beą i Andreą … siedząc naprzeciwko siebie ze łzami w oczach … ostatni wieczór Santiago!

Podróż była szalona…

Moje życie jest takie piękne!

Wdzięczność…. Satysfakcja…. o wiele więcej… słowa nie mogą powiedzieć!


Dzień 35

Wszystkie wspomnienia z ostatnich kilku tygodni powracają. Początek mojej podróży był bardzo niepewny i ostrożny. Rezygnacja z Camino w lipcu sprawiła, że poczułem się niepewnie i wszystko się pokrzyżowało. Może jednak nie jestem na to wystarczająco silny?

Z każdym krokiem, z każdym dniem, z każdym miejscem, przez które przejeżdżaliśmy, bezpieczeństwo rosło! Miłość do Camino i wiara w siebie!

Codziennie rano zakładam plecak i radzę sobie z tym, co mam! Mieć ten sam cel z tak wieloma ludźmi.

Miałem szczęście do pogody, słońce było moim stałym towarzyszem. Euforia z powodu tej przygody wzrosła niezmiernie i byłem tak wolny i szczęśliwy, że po prostu tam byłem! Nigdy nie podróżowałem samotnie przez tak długi czas i nigdy nie byłem w związku przez ponad 24 lata.

Przez pierwsze dwa tygodnie miałem tak wiele na głowie, że nie wiedziałem, jak właściwie zorganizować swoje myśli. Mój mózg miotał wieloma rzeczami jak szalona burza… jeden temat dziennie, mówiłem sobie! Sabrina robi tylko jeden temat dziennie! Nie było łatwo, były też rzeczy, których się nie spodziewałem.

Próbowałem się uporządkować i dzięki medytacyjnym spacerom i wielu tygodniom udało mi się poświęcić czas każdemu tematowi po kolei… niektóre tematy zajęły więcej niż jeden dzień, a nawet więcej niż dwa!

Z każdym tematem pojawiały się łzy, przygnębiające i radosne uczucia głęboko w moim sercu!

Świadomie nauczyłem się pozwalać uczuciom przychodzić i odchodzić. Wydychaj powietrze, a tym samym negatywne energie! To bardzo mi pomogło! Radość życia!!! Łzy spływają mi po policzkach, bo często muszę się śmiać tak serdecznie!

Świadomie puszczając wszystkie myśli, płacząc po drodze i odchodząc w kierunku czegoś nowego, puszczam wszystko! Kawałek po kawałku i dzień po dniu traciłem ciężkie kamienie z mojej duszy!

Oddychałem, tańczyłem, po prostu wykrzyczałem je, wszystkie moje uczucia, abym mógł czuć coraz więcej szczęścia i osiągnąć wewnętrzny spokój ze wszystkim.

Czułem, jak się uspokajam, a burza wewnątrz mnie stała się bardziej delikatną bryzą. Ale to było bardziej jak ciepła, przyjemna bryza, która należała do mnie. Kto może zostać!

Wszystkie te doświadczenia uczyniły mnie tym, kim jestem.

Teraz wiem, że rzeczy są bardziej znośne, jeśli można je zaakceptować, a nawet zyskać dzięki nim siłę!

To, w co nie wierzyłem na początku, jest teraz czymś, za czym będę tęsknił boleśnie, ale z pełną satysfakcją! Moja droga! Moje doświadczenia i spotkania po drodze! Rutynowa podróż!

Wyruszanie w ciemności, z jasnym celem w głowie, zawsze podążając za strzałkami, prostota ścieżki!

Nigdy nie zapomnę tych niesamowitych przestrzeni natury, lasów, gór i pól. Świeże powietrze przez cały dzień. Tylko ja i ogrom wokół mnie!

Bary grające rano hiszpańską muzykę i my, pielgrzymi, jedzący tortille i pijący café con leche. Radosne twarze, które spoglądają na mnie, czasami tylko patrząc w górę, ale zawsze krzycząc „Buen Camino”, albergues, które nie zawsze są wygodne, ale zawsze wypełnione tak wieloma postaciami, że nigdy nie zasypiasz sam!

Rowerzyści, którzy już smakują dobrze w porze lunchu. Noce, którym często towarzyszy chrapanie i dźwięk telefonów komórkowych, ale mimo to są tak spokojne.

Nigdy nie byłem lepiej wypoczęty niż na Camino!

Chłodny poranek z każdym cudownym wschodem słońca, które pojawia się na niebie tylko dla mnie i w którego świetle moja twarz wygląda tak promiennie pięknie i zdrowo.

Kościoły, kościoły, które dały mi tyle ciepła i pokory, kościół, w którym wyrzuciłem plecak i krzyknąłem do krzyża „Co mi robisz?” szlochając na kolanach! I wtedy rozległ się hymn! Boże, popłakałam się! Więc płakałem … głośno i samotnie. Dopóki nie mogłam iść dalej i nie było więcej łez. Potem podziękowałem i usłyszałem głos mówiący mi: „Jesteś dobry! Idź dalej!”

„Ok, ok idę, idę, szlochałam, podniosłam plecak z podłogi, założyłam go na plecy i opuściłam ten kościół z głęboką satysfakcją i wielką siłą! Zdeterminowany i całkowicie wyzwolony.

W tamtej chwili wiedziałem: „Dotrę tam i nic mnie nie powstrzyma!”. W końcu poczułem się jak należy!

Ostatnie 5 kilometrów przed Santiago, które nie stanowią żadnego problemu z café liqueur, nawet gdy po raz pierwszy pokonujemy 40 kilometrów.

Trzy dni w ulewnym deszczu, przemoczony do samych spodni! To właśnie deszcz nauczył mnie tak wiele! Bądź niepokonany! Nie poddawaj się, bez względu na to, jak trudne to jest! To działa! Jest to nie tylko możliwe, ale nawet przyjemne!

To jest tak piękne, że aż chce mi się płakać! Moja podróż dała mi tak wiele… tak wiele spostrzeżeń, tak wiele głębokich emocji, tak wiele śmiechu, tak wiele wolności …. Jestem nieskończenie wdzięczny.

Teraz podróż do domu odczuwam jako bolesne ukłucie w sercu, które wiem, że jest jego częścią i jest dozwolone!

Codzienność powróci, ale będę kimś innym, kimś silniejszym, kimś bardziej świadomym, kimś bardziej wdzięcznym, kimś, kto jest dla siebie dobry i nigdy więcej o sobie nie zapomina!

Kto już nigdy nie boi się czegoś tak wspaniałego jak Droga św. Jakuba.

Taki, który może zrobić wszystko, ale nie musi robić nic!

Sabrina David, październik 2022 r.
Sabrinę można śledzić na Instagramie tutaj.

Powiązane

Eifel Camino z psem

Anja, Jens i ich pies Tuco przeszli niemieckie Eifel Camino w 9 dni i przynieśli ten raport.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Caminos